Maltański wymiar Świąt Bożego Narodzenia.
Świętować można na wiele sposobów, o tym wie każdy. Można przeżywać świąteczny czas w miłej, rodzinnej atmosferze – śpiewając kolędy, delektując się wymyślnymi potrawami i kultywując piękne, stare tradycje polskie; można „nowocześnie”, przemierzając samolotem kilka stref czasowych, by dla odmiany cieszyć się raczej słońcem, niż białym puchem. Można wreszcie w stylu europejskim – w centrum handlowym, polując na przeceny i oferty, tak atrakcyjnie serwowane w telewizji. Ale można też inaczej, nadając im naszego zakonnego ducha. Czym jest ów zakonny duch, który może uczynić święta w naszych rodzinach, czasem niespotykanym nigdzie indziej?
My – kawalerowie, damy, kapelani, wolontariusze, kadeci i wszyscy liczni sympatycy Zakonu Maltańskiego, nie przypadkiem staliśmy się członkami rodziny zakonnej, której dewizą jest Tuitio Fidei et Obsequium Pauperum. Do tej szlachetnej, ale i odpowiedzialnej misji powołał nas sam Bóg. Być może zbyt rzadko uświadamiamy sobie fakt, że nie ludzkie względy, czy zbieg przypadkowych zdarzeń połączył nas wokół białego ośmiopunktowego krzyża, ale sam Bóg wybrał i powołał, abyśmy życie przeżyli inaczej, głębiej – służąc Mu w człowieku ubogim, cierpiącym, samotnym i bezdomnym.
Skoro powołani zostaliśmy, by stać się sługami i naśladowcami Chrystusa w zastępach Kawalerów Maltańskich, odpowiedzieć powinniśmy na to powołanie z powagą, odpowiedzialnością i wielkodusznością – nie tylko od czasu do czasu, organizując np. tak ważną i piękną inicjatywę, jak Opłatek Maltański, czy kolejny koncert charytatywny, ale na to szczególne powołanie odpowiadać należy codziennie. Wielkoduszności względem potrzebujących oczekuje od nas Chrystus w każdym momencie naszego dnia. Otwarte serce, ogarniające troską i miłością bliźniego, to aktywne zaangażowanie w dzieła misji maltańskiej, pomoc materialna, ale nade wszystko modlitwa za tych, którym służymy oraz przyjęcie postawy „bycia darem” dla każdego, kogo na naszej drodze stawia Bóg.
Święta Bożego Narodzenia są dobrym momentem do tego, by oddać się krótkiej refleksji na temat naszego zakonnego powołania. Dla pogłębienia tego rozważania wpatrzymy się uważnie w osobę naszego Pana, objawiającego się w Misterium Wcielenia.
Incarnatio Christi jest znakiem zbawczym i wypowiedzianym przez Boga do człowieka Słowem, w którym zawarte zostało wszystko, co Bóg zapragnął człowiekowi powiedzieć o sobie. To „Odwieczne Wypowiedzenie” – jak to poetycko ujmie Jan Paweł II w Tryptyku Rzymskim, ma objawić człowiekowi tajemnicę miłości Boga do człowieka.
Et Verbum caro factum est et habitavit in nobis – kreśli z głębią teologicznej myśli św. Jan Apostoł w zakończeniu Prologu swej Ewangelii. Wielką tajemnicą dla człowieka pozostaje fakt, dlaczego Wszechmogący Bóg postanawiał przyoblec się w ludzką naturę, wejść w ludzką nędzę, biedę, cierpienie i wreszcie dobrowolnie przyjąć z rąk stworzenia, uczynionego z miłości na swój obraz i podobieństwo, śmierć. Odpowiedz przynosi sam Chrystus, kierując do nich słowa pouczenia: Ja jestem drogą, prawdą i życiem (J 14,6), zanotowane przez umiłowanego ucznia. Skoro zaś nazywa siebie Drogą pokazuje swym naśladowcom kierunek, niezawodnie wiodący ku prawdzie i życiu. A co pokazuje Chrystus nam, powołanym do służby w Zakonie Maltańskim?
Po pierwsze pokorę i zgodę na to, by stać się sługą – Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć (Mk 10,45). Narodziny w warunkach uwłaczających godności człowieka – w chłodnej grocie, dalece odbiegającej standardami od powszechnie rozumianych nam warunków komfortu i luksusu, są znakiem odarcia z tego, co czyniłoby człowieka wielkim w oczach świata. I istotnie misja Maltańczyka nie powinna być misją „uprawianą” na pokaz, by zbudować swą wartość w oczach innych lub zyskać poklask. Nasza praca powinna być cicha, pokorna – tak jak 30 lat ziemskiego życia Jezusa – wypływająca zawsze z miłości do Boga i do bliźniego. Służymy jako osoby katolickiego zakonu samemu Chrystusowi, którego my szczególnie rozpoznawać uczymy się w osobach bezdomnych, przykutych do wózka inwalidzkiego, opuszczonych. Naszym zadaniem jest wychodzić właśnie naprzeciw nędzy świata; ku tym, którymi świat gardzi, którzy dla świata wydają się nieużyteczni, niepotrzebni, słabi. Papież Franciszek mówi o peryferiach świata. Tak, my członkowie Zakonu, szczególne mamy posłannictwo do braci i sióstr z peryferiów świata – peryferiów ekonomicznych, socjalnych i jakże jeszcze wielu innych. Może w te święta tym bardziej przy naszym wigilijnym stole powinno znaleźć się nie jedno a dwa lub kilka dodatkowych miejsc dla kogoś samotnego z sąsiedztwa lub opuszczonego?
Po drugie Chrystus pokazuje nam drogę błogosławieństw, których wymownym symbolem ma być nasz zakonny krzyż, który nosimy na naszych zakonnych szatach i mundurach. Błogosławieni ubodzy w duchu, zasmuceni, cisi, szukający sprawiedliwości, miłosierni, czystego serca, wprowadzający pokój, cierpiący prześladowania dla sprawiedliwości… Swoisty kodeks kawalera, damy, wolontariusza, kadeta – stanowiący uczciwą odpowiedź na maltańskie powołanie.
Ubóstwo duchowe oznacza dla nas rezygnację z tego wszystkiego, co oferuje świat, a co mogłoby odciągnąć naszego ducha i serce od Boga. Zasmucenie – to nie pochwała przygnębienia, ale postawa Maltańczyka wrażliwego na cierpienie bliźniego i wchodzącego w cierpienie drugiej osoby, współdzielącego krzyż postawionego na naszej drodze brata. Cichość – to wspomniana cnota pokornego, nie szukającego poklasku służenia Zakonowi. Poszukiwanie sprawiedliwości w naszym maltańskim życiu wymaga aktywnej odpowiedzi na zjawiska, programy ideologiczne oraz prawa stanowione, które sprzeciwiają się prawu naturalnemu oraz zagrażają Bożej koncepcji rodziny, człowieka – z jego prawem do życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Miłosierdzie wymaga od nas z kolei wielkodusznego otwarcia się na człowieka, wyjścia poza egoizm, który w mniejszym lub większym stopniu jest bolączką niemal każdego z nas. Miłosierdzie Chrystusowe uczy nas wolności od osądzania i potępiania drugiego człowieka, ale spojrzenia na niego oczami Boga. Czystość serca to wolność od grzechu, nieuczciwych intencji, przebiegłych zamiarów. Jeśli któreś z błogosławieństw Maltańczyk powinien postawić na pierwszym miejscu to właśnie czystość serca, w której uzyskaniu najpewniej pomaga regularna spowiedź i przystępowanie do komunii świętej. Wprowadzanie pokoju, jako kolejny drogowskaz w realizacji maltańskiego powołania, to zachęta Chrystusa do budowania cywilizacji miłości. Trudno jednakże zaprowadzać pokój w świecie, jeżeli człowiek nie posiada pokoju we wnętrzu własnego serca. Naprawa świata, szerzenie sprawiedliwości, miłosierdzia rozpoczyna się dla nas, członków Zakonu Maltańskiego, od gleby naszych serc. Najpierw ją trzeba wykarczować z chwastów, użyźnić, wzmacniać łaską Bożą i obsiać ziarnem Słowa Bożego. Tylko wówczas nasze życie wyda plon obfity, a posługa dla Zakonu stanie się rzeczywistą realizacją woli Bożej w strukturach, w jakich osadziła nas Boska Opatrzność. Na koniec błogosławieństwo związane z cierpieniem prześladowań. Niestety, podążanie drogą prawdy, uczciwości, odważne świadczenie o Chrystusie w środowiskach wrogich Kościołowi, jest próbą dla każdego z nas. Wierność dewizie obrony wiary może oznaczać dla niejednego z nas krzyż. Dźwigamy go wszyscy, synowie i córki bł. Brata Gerarda, gdyż wstąpienie do Zakonu przyjęliśmy z powagą, wiedząc, że decydujemy się stanąć po stronie Chrystusa w duchowej walce dobra ze złem. Naśladujemy wszak Mistrza ukrzyżowanego, a uczeń nie jest ponad swego Mistrza.
Boże Narodzenie w „maltańskim duchu” – cóż to może oznaczać w świetle tych kilku myśli, nad którymi pochyliliśmy się przez moment?
Zacznijmy od dobrej spowiedzi, bez niej trudno w pełni przyjąć łaskę Wcielenia. Przeczytajmy przy wigilijnym stole Ewangelię o narodzeniu Jezusa – tak by nauczyć dzieci szacunku do tradycji chrześcijańskiej celebracji. Uczyńmy dar z tych świąt dla kogoś samotnego, opuszczonego. Wykorzystajmy czas rodzinny, aby zbudować atmosferę pokoju i miłości w naszych domostwach, otwórzmy nasze domy dla tych, od których nic w zamian otrzymać nie możemy i dajmy prawdziwe maltańskie świadectwo miłości do tych maluczkich świata, w których jest obecny sam Chrystus. Zaśpiewajmy wspólnie kolędy, tradycja ta z latami co raz bardziej zanika. Podtrzymajmy ją, zapraszając do kolędowania przyjaciół, sąsiadów. Niech świętowanie Narodzenia Pańskiego ma prawdziwie duchowy wymiar, czym damy żywe świadectwo, że Słowo Ciałem się stało i zamieszkało między nami.
Autor: Ks. Władysław Wyszowadzki
Zdjęcie: Obraz “Boże Narodzenie” Michelangelo Merisi da Caravaggio