1.11.2016 – Mt,1-1-12a – Wokół świętości
Z pamięcią u mnie jeszcze nie najgorzej, niemniej wolałem się upewnić. Zasoby twardego dysku nie pozostawiają wątpliwości. W pierwszej parafii homilię na Wszystkich Świętych głosiłem co roku cztery lata z rzędu. W drugiej parafii temat mnie ominął. W nowobojszowskich realiach z zapisanymi przez Mateusza błogosławieństwami przychodzi mi się mierzyć po raz trzeci. Nie ukrywam, że pierwotnie korciło mnie – i to bardzo – aby przeanalizować dotychczasowe wystąpienia i zobaczyć ewolucję własnych poglądów odnośnie do świętości. Po namyśle stwierdziłem, że nie czas i miejsce na auto anamnezę. Poza tym są od tego inni. W zamian postanowiłem podzielić się kilkoma skojarzeniami, jakie zrodziły się w związku z siedmioletnim/siedmiokrotnym obcowaniem z wszystkimi świętymi i Wszystkimi Świętymi.
Pierwsze, co przychodzi na myśl to, że o świętości nie siedem, a siedemdziesiąt siedem razy. Świętość to spawa, o której nigdy za wiele, nigdy dosyć. To rzeczywistość, która wciąż od nowa prosi, by ją odkryć i próbować zrozumieć. Niewykluczone zatem, że rok, dwa lub trzy znowu przyjdzie nam wspólnie na tym fragmentem ewangelii się pochylić.
Po wtóre, to nie ubrana w gładkie słowa akademicka teoria, ale to proza życia pisana przez zwykłych ludzi, takich z krwi i kości, wśród których były i szlachetnie urodzone koronowane głowy płci obojga i przynajmniej jeden „zawodowy” żebrak. To historia pisana krwią, potem i łzami. Znaczona upadkami i podnoszeniem się z nich. Tocząca się gładkimi drogami i po wyboistych ścieżkach. Rejestr codziennych decyzji i wyborów, które w sytuacji ekstremalnej stały się heroicznymi.
Po trzecie, świętość nie jest czymś ekskluzywnym, zarezerwowanym jedynie dla wąskiego grona wybranych. Wręcz przeciwnie jest zadaniem/zaproszeniem adresowanym do wszystkich bez wyjątku.
Po czwarte, nie jest zjawiskiem zamkniętym w ścisłych granicach czasu i miejsca, co miało swój początek i koniec, ale czymś, co dzieje tu i teraz, również na naszych oczach. Każdy z nas potrafi podać – w zależności od daty urodzenia – kilku, a nawet kilkunastu świętych, z którymi mniej lub bardziej osobiście dane było mu się zetknąć.
Po piąte, choć o świętości nigdy za wiele, to jednak ważniejsze niż słowa jej poświęcone są czyny o niej świadczące. Ważniejsza jest świętość. Twoja. Moja. Nasza.
Po szóste wreszcie – last but not least – Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz (Kpł 19,2).